Dziś coś dłuższego :P mile widziane komentarze :P
" Zakochani bez pamięci i skazani na samotność..."- "Marina" Carlos Ruiz Zafón
**********************
Gabriela zamknęła się w toalecie.
Nie wracała przez pewien czas. Artur zaczął się o nią martwić.
Wszedł na zaplecze i skierował się w stronę toalet. Zapukał w
drzwi od damskiej toalety. Nie dostał odpowiedzi. Zapukał ponownie.
Kiedy zaczął już całkiem się o nią martwić, przyszła Lucy.
- Co się dzieje? - pyta, podchodząc
do drzwi.
- Brysia się zamknęła i długo nie
wychodzi. Mówiła, że zaraz do pracy wróci. A nie ma jej już od
ponad dziesięciu minut. Może ty spróbuj. - mówi przejęty
chłopak.
- Bo ty nie umiesz się obchodzić z
kobietami. - powiedziała i delikatnie zapukała, gdy nie dostała
odpowiedzi po prostu nacisnęła klamkę, drzwi okazały się
zamknięte. - Dobra, jak nie tak, to inaczej. -powiedziała wyjmując
wsuwkę z włosów. Przykucnęła przy zamku i zaczęła się bawić.
Po kilku chwilach usłyszeli ciche klik. Lucy uśmiechnęła się do
siebie i ponownie nadusiła klamkę. Tym razem ustąpiła. Zadowolona
dziewczyna weszła do środka i zobaczyła leżącą Gabrielę. Z
nosa sączyła się krew.
- Artur! Idź dzwonić po pogotowie!-
krzyknęła, a sama uklękła przy niej. Młody chłopak nie czekając
od razu ruszył w stronę baru, gdzie znajdował się służbowy
telefon. Chwycił słuchawkę i wykręcił numer na pogotowie. Chwilę
czekał na połączenie. Odebrał jakiś młody głos.
- Dzień dobry, pogotowie, w czym mogę
pomóc?- pyta spokojnie młodzieniec.
- Dzień dobry. Ja dzwonię z
restauracji „ Belissa”. Pracownic zasłabła.
- Dobrze przyjąłem. Czy kobieta jest
przytomna?
- Nie. Od ponad piętnastu minut. Leci
jej krew z nosa. - powiedział zdenerwowany Artur.
- Dobrze, proszę podać adres i swoje
dane. Ja już wysyłam karetkę. - powiedział mężczyzna wciskając
guzik przywołujący karetkę. Artur podał wszystko co trzeba i się
rozłączył.
Lucy, siedziała przy nieprzytomnej
dziewczynie. Ułożyła ją w pozycji, bocznej ustalonej
(bezpiecznej). Przynajmniej tak jej się wydawało. Nie za dobrze
pamiętała kurs pierwszej pomocy. Nie za bardzo uważała, bo
myślała, że jej się to nigdy nie przyda. Jak bardzo się myliła,
teraz.
Wrócił Artur, mówiąc, że karetka
już jedzie. Po kilku minutach dało się usłyszeć sygnał
zbliżającego się pojazdu. Artur wyszedł przed restaurację i po
chwili zaczął opowiadać lekarzowi co się stało. Gdy tylko weszli
do restauracji, wszystkie oczy skierowały się na panów w czerwonym
mundurze. Zdenerwowany chłopak zaprowadził lekarzy na zaplecze. Po
chwili podszedł do niego Axel z pytaniem co się stało. Chłopak
opowiedział mu wszystko. Axel również zaczął się martwić o
nową koleżankę z pracy.
Kiedy tylko Lucy zobaczyła dwóch
mężczyzn z wielkimi walizami od razu się odsunęła, by zrobić im
miejsce. Mężczyźni zaczęli się wypytywać o wszystko. Lucy
odpowiedziała, że ona tylko ułożyła ją tak jak jej zdaniem
powinno się zrobić, choć nie była pewna czy robi to dobrze.
Lekarz pochwalił jej zachowanie.
Krew przestała się już się sączyć.
Po podaniu glukozy dziewczyna zaczęła powoli wracać do świata
żywych. Nabrała różowawych kolorów. Dwójka przyjaciół
odetchnęła z ulgą, kiedy ich nowa znajoma otworzyła oczy, kiedy
kładli ją na nosze.
- Proszę się nie ruszać. - mówi do
niej lekarz. - Pojedzie z nami pani do szpitala. Tam panią zbadamy.
- Ale ja nie chcę do szpitala. Ja się
dobrze czuję. - mówi dziewczyna i zaczyna się podnosić.
- Gabrielo, nie ruszaj się . Słuchaj
co mówią lekarze.- uspokaja ją pan Eric, który wszystkiego
dowiedział się od Axela. Brysia niechętnie się położyła się
na noszach i westchnęła głośno.
Rose sprzątała właśnie w domu w
którym pracowała. Muzyka grała dość głośno i nie słyszała
kiedy zadzwonił do niej telefon. Za drugim razem już usłyszała.
Podleciała do radia i ściszyła je by lepiej słyszeć swojego
rozmówce. Spojrzała na wyświetlacz. Nie znała tego numeru.
Odebrała.
- Halo?
- Halo? Czy rozmawiam z Rose Sallow?- pyta
dziewczęcy głos.
- Tak, to ja. O co chodzi?- pyta
zaciekawiona dziewczyna.
- Nazywam się Lucy i pracuje z
Gabrielą.
- Coś jej się stało?- pyta bardziej
zdenerwowana.
- Tak. Znaczy nie do końca...- plątała
się Lucy. - Gabriela jest w szpitalu i prosiła bym do ciebie
zadzwoniła.
- Boże! Co jej się stało?- pyta już
całkiem przerażona. Z tego wszystkiego usiadła na kanapie swoich
pracodawców. Lucy jej wszystko wyjaśniła, powiedziała w jakim
szpitalu się znajduje.
Rose po wysłuchaniu wszystkiego
zabrała się do szybszego sprzątania. Zadzwoniła do swojego szefa
i wyjaśniła mu co się stało. Mężczyzna od razu się zgodził by
wyszła wcześniej. Nawet dał jej kolejne dwa dni wolne by mogła
się zaopiekować chorą przyjaciółką. Sam doskonale rozumiał
sytuację swojej pracownicy, bo sam opiekował się schorowaną
matką.
Zielonooka dziewczyna nie wiedziała
czym się ma dostać na koniec miasta, do swojej najlepszej
przyjaciółki. Postanowiła zadzwonić do kogoś znajomego. Najpierw
próbowała do Gustava, on niestety nie odbierał. U Georga włączyła
się poczta głosowa. Wybrała kolejny numer do Toma. Po trzech
sygnałach odebrał.
- Hej, Rose.!-przywitał się.
- Cześć, słuchaj jest sprawa. - mówi
szybko zdenerwowana dziewczyna. Opowiedziała chłopakowi w dredach
co się stało i na czym polega jej prośba.
- Czekaj tam na mnie, jestem nie
daleko. Zaraz będę. - powiedział i się rozłączył. Ruszył w
stronę swojego auta i nie mówiąc nic Billowi pociągnął go za
sobą. Młodszy bliźniak się buntował ale jednak wsiadł do
czarnego cadillaca.
Chwilę później zatrzymali się koło
chodzącej w te i z powrotem dziewczyny. Tom zawołał zdenerwowaną
Rose, która natychmiast rzuciła się w jego stronę. Usiadła na
wolnym miejscu z tyłu za kierowcą. Tom dodał gazu i po kilku
minutach znaleźli się pod szpitalem. Zdezorientowany Bill nie
wiedział co się dzieje.
- Ej, coś się komuś stało?- pyta
wysiadając powoli. Tom i Rose wypowiedzieli razem tylko jedno słowo:
Gabriela, a młodszy bliźniak od razu przyspieszył.
Po drodze próbował się czegoś
dowiedzieć, ale mu się nie udało. Kiedy zmachani doszli do
recepcji. Rose od razu spytała pielęgniarkę o pokój w którym
leżała Gabriela Foja. Pielęgniarka podała numer pokoju i
powiedziała gdzie mają iść. Ciemnowłosa dziewczyna podziękowała
i poszła w danym kierunku. Gdy doszła, pod salą zastała niską
dziewczynę i wysokiego chłopaka.
Lucy od razu poznała braci Kaulitz.
Potem zwróciła uwagę na dziewczynę o ciemnych długich włosach.
Bez zastanowienia się podeszła do przybyłych niedawno znajomych.
- Cześć, ty musisz być Rose,
przyjaciółka Gabrieli. -powiedziała i podała jej rękę na
powitanie.
- Tak, a ty musisz być Lucy? Dobrze
pamiętam?- odpowiedziała i się przywitała.
Dziewczyny zapoznały się zresztą
załogi i zaczęły rozmawiać. Rose dowiedziała się jak to było
naprawdę. Do jej sali nie mogli wejść, ponieważ spała i musiała
dużo odpoczywać. Lucy obserwowała młodszego Kaulitza. Ciągle
chodził do okna sprawdzić czy Brysia tam jest. Nie dał się nawet
namówić nawet Tomowi na to by poszli razem po kawę.
- Czy mi się wydaję czy Bill tak
jakby zakochał się w Gabrieli?- pyta cicho siadając obok
zielonookiej dziewczyny.
- Też to zauważyłaś?- odpowiada
pytaniem na pytanie. Lucy kiwa głową i obie wybuchają cicho
śmiechem. Rose polubiła tą dziewczynę. Wydaję się być taka
sympatyczna, no i najważniejsze uratowała jej najlepszą
przyjaciółkę. Nowe znajome zaczęły rozmawiać na różne tematy.
Ich konwersację przerwał telefon dzwoniący do Lucy. Przeprosiła i
odebrała połączenie od szefa. Przekazała mu informację na temat
stanu zdrowia Gabrieli. Po rozmowie niska dziewczyna podeszła do
Artura i przekazała mu, że nie muszą się spieszyć do pracy bo
mają to jako dzień wolny, tak jak reszta załogi.
Po kilku godzinach spędzonych w
szpitalu pięcioosobowa grupa lekko się wykruszyła. Została tylko
Rose i Bill. Lucy poprosiła, aby ciemnowłosa dziewczyna
poinformowała ją jak się obudzi zanim przyjedzie jeszcze raz. Tom
pojechał dość niedawno. Zadzwonił do niego Georg. Po upływie
kilkunastu minut Gabriela się obudziła. Bill wpadł jako pierwszy
do sali, za nim Rose.
- Kobieto tak, się o ciebie martwiłam.
- mówi przyjaciółka siadając obok niej, na kawałku wolnego
łóżka.
- Mówiłam lekarzowi, że nic mi nie
jest, ale upierał się abym została.- powiedziała Brysia bardzo
słabym głosem.
- No i dobrze, że posłuchałaś.
Strasznie się martwiłem. - mówi Bill zatroskanym głosem.
- Co on tu robi? - pyta zdenerwowana
dziewczyna.
- Nie ważne. Najważniejsze jest to,
że nic ci nie jest. - mówi chłopak o blond włosach i uśmiecha
się po raz pierwszy od przybycia do szpitala.
Długo się nie nagadali bo akurat do
sali wszedł lekarz. Był w średnim wieku, lecz jak na swój wiek
był dość przystojny. Miał czarno siwe włosy.
- Dzień dobry, nazywam się Fabian
Fordo i jestem pani lekarzem prowadzącym.- powiedział i dopiero
teraz zobaczył, że Gabriela ma gości.- O, widzę, że
przyjaciółka i chłopak już na miejscu. - uśmiechnął się i
przywitał się z Rose i Billem. Gabriela westchnęła cicho na
usłyszane słowa lekarza. - Jak się pani czuję? - pyta starszy
mężczyzna i uśmiecha się do swojej pacjentki.
- Dobrze. Już mi lepiej.
- To dobrze. Nic groźnego pani nie
dolega, to już wiemy. Ale musi pani na siebie uważać. Była pani
po prostu przemęczona. Więc zalecam pani trzy dni dobrego
odpoczynku. - powiedział doktor i wręczył jej zwolnienie
lekarskie. - A teraz idę po wypis dla pani. Proszę panią jeszcze
aby pani zgłosiła się do mnie po tych trzech dniach do kontroli.
- Dobrze panie doktorze. - powiedziała
zadowolona dziewczyna, że już koniec badań i w końcu będzie
mogła wrócić do domu.
Lekarz opuścił małą salę. Bill
podszedł do Brysi i miał zamiar ją przytulić. Czerwonowłosa
dziewczyna odsunęła się od niego. Smutny chłopak nie poddał się
i cmoknął ją w policzek.
Kiedy przyjechał Tom ucieszony, że
nowej przyjaciółce nic nie jest, zawiózł wszystkich do domu
dziewczyn. Brysia od razu usiadła na swoim ulubionym fotelu.
Przymknęła oczy i głęboko oddychała.
- Zaparzę ci herbaty. - powiedziała
Rose poklepując ją po kolanie. Po kilku głębokich oddechach
zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę- powiedział Tom. Wrócił
po chwili z bukietem kwiatów. Znów herbaciane róże.
- Gabrysiu, to do ciebie. - podał jej
bukiet.
- Znów? Daj to Rose, ona będzie
wiedzieć co z tym zrobić.- powiedziała do chłopaka w dredach, nie
otwierając oczu. Chłopak zrobił to o co go poprosiła. Za chwilę
znów można było usłyszeć dźwięk dzwonka. Tym razem Brysia
chciała wstać i otworzyć, ale uprzedził ją Bill.
- Odpoczywaj ja to zrobię. -powiedział
i podszedł do drzwi. Teraz przynajmniej nie przyszedł z kwiatami.
Przyprowadził Georga i Gustava.
- Cześć, kochana. Jak się czujesz?-
pyta Gustav całując ją w policzek na powitanie. Tak samo zrobił
Georg.
- Lepiej. Lekarz mówił, że byłam
przemęczona. To chyba przez te wasze imprezy. - dodał już ze
śmiechem w głosie.
- Dobrze, że jest już lepiej. Mamy
coś dla ciebie.- powiedział Georg. Podał jej małą paczuszkę,
która była dość ciężka. Otworzyła ja niepewnie i jej oczom
ukazało się kilka pudełek jej ulubionej czekolady.
- Czekolada!- krzyknęła z radości. -
Moja ulubiona. Dziękuję.
- Pomyśleliśmy, że ci się przyda.
- I mieliście rację. - dodała Rose,
wychodząca z kuchni z tacką kubków. Za nią dreptał Tom.
Zielonooka dziewczyna położyła na stoliku tackę. Każdy z nich
wziął po jednym kubku. Wszyscy prócz czerwonowłosej. Wzrok
wszystkich powędrował na dziewczynę. Ona nie zdając sobie sprawy,
że wszyscy na nią patrzą zaczęła otwierać jedną z danych jej
czekolad. Połamała ją i dopiero podniosła wzrok.
- Częstujcie się!- zawołała nagle.
Każdy z nich wziął po kawałeczku. Gabriela zaś otworzyła
kolejną i wgryzła się z satysfakcją zjedzenia jej sama.
Odkąd wróciła do domu ze szpitala
była bardziej żywa niż przez te ostatnie dni. Chętnie udzielała
się w rozmowach i żartowała ze wszystkimi. Kiedy tak spokojnie
rozmawiali Rose wyszła kierując się w stronę drzwi. Po jakimś
czasie wróciła, ale nie sama. Za nią szli Axel, Artur i Lucy z
Donnem.
- Cześć, co wy tu robicie?- pyta
zdziwiona Gabriela.
- Przyszliśmy cię odwiedzić. - mówi
Artur.
Każdy rozsiadł się w wolnych
miejscach. Pierwszy raz w ich domu było tak dużo ludzi. Ledwo się
mieścili. Gabriela podzieliła się swoim miejscem z nowo przybyłym
Axelem. Po kilku minutach uświadomiła sobie, że zjadła całą
czekoladę, którą dostała od Gustava i Georga. Przeprosiła Axela
i wstał. Poszła do kuchni w poszukiwaniu jakiś ciastek, lub innych
słodyczy. Zła że nic ie miała w domu dla gości zmobilizowało ją
do tego by ubrać buty i wyjść do sklepu.
Wyszła niezauważona, przez nikogo.
Spacerkiem ruszyła do najbliższego sklepu, który był jeszcze
otwarty. Kupiła chipsy, ciastka i inne przekąski. Wyszła ze sklepu
z dwiema pełnymi reklamówkami. Wróciła do domu i od razu
skierowała się do salonu.
- Kupiłam coś dla nas. Słodkości
się skończyły więc pognałam do sklepu. - powiedziała siadając
na fotelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz