poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 12

Dziś poniedziałek, już luty... Jak ten czas szybko leci :P 
Miłego czytania !
*****

                      Gdy się obudziła był środek nocy. Zobaczyła, że jest w ciuchach w których chodziła cały dzień. Wzięła jakieś ciuchy, które mogły by pobić jej za piżamę i ruszyła do łazienki. Tam wzięła szybki prysznic i przebrała się w ciuchy. Weszła z powrotem do swojego pokoju i z cichym westchnieniem położyła się w łóżku. Zanim jednak zdążyła zasnąć wzięła telefon komórkowy do ręki i zobaczyła, że ma kilka wiadomości od Billa jak i reszty znajomych. Większość była o podobnych treściach typu czy dobrze się czuje i że jak coś to może z daną osobą po rozmawiać. Nawet nie odpisywała na żaden przysłany jej SMS. Był tylko jeden, który ją zaciekawił. Od Bill.
                   „ Chcę Ci wszystko wytłumaczyć. Proszę odpisz, to dla mnie ważne”-Treść jednej wiadomości. Druga była także ciekawa. „ Pisz, dzwoń o każdej porze. To naprawdę dla mnie ważne."   Dziewczyna nie zastanawiała się długo i od razu odpisała. „ To ja powinnam była Cię przeprosić za moje zachowanie. Byłam zła za to, że nie powiedziałeś mi prawdy.” - napisała i wysłała. Po krótkiej chwili dostała odpowiedź. „ To ja powinienem przeprosić za to, że Ci nie powiedziałem. Powinienem był tak zrobić od razu.”
                   Para jeszcze między sobą pisała przez jakiś czas. Po kilku wymienionych jeszcze zdań, Gabrieli udało się w końcu zasnąć. Już następnym razem obudziła się po godzinie ósmej. Znów spojrzała na telefon. Widniała wiadomość od Billa, która głosiła aby spało jej się dobrze. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła z pokoju udając się do kuchni, gdzie czekała już na nią Rose. Przyjaciółka sama niedawno wstała i właśnie miała zacząć robić dla nich śniadanie. Brysia pomogła jej po czym obie po zjedzeniu pysznych kanapek poszły się ubrać. Nastał dla czerwonowłosej ulubiony dzień tygodnia – czwartek. Nigdy nie wiedział dlaczego lubi akurat ten dzień tygodnia. Od dziecka było on jej ulubionym dniem. Nawet kiedyś zauważył, że w czwartki jej mama i „ojciec” mniej się kłócili.
Gdy dziewczyny w końcu usiadły na kanapie by odpocząć i obejrzeć nawet te nudne powtórki, które ciągle powtarzają w telewizorze, ktoś zadzwonił do drzwi. Rose niechętnie wstała i poszła odtworzyć. Przez chwilę jej nie było,by za jakiś czas wrócić z kwiatami w ręku. Wręczyła je swojej przyjaciółce i usiadła z powrotem na wygodnej kanapie.
- Od kogo? - pyta zdziwiona dziewczyna.
- Nie wiem. Tam jest liścik. - odpowiedziała i pokazała przód bukietu. Gabriela westchnęła dość głośno i wyjęła karteczkę z kwiatów róż herbacianych. Na karteczce były napisane tylko dwa słowa „ Kocha Cię”. Brysia podała kartkę koleżance siedzącej po jej lewej stronie, a ta natychmiast zrobiła wielkie oczy, które przypominały spodki ufo.
- Kto to mógł wysłać?!- pyta z dziwnie zachrypniętym głosem zielonooka.
- A bo ja wiem...- odpowiedziała przyjaciółka, po czym dodała – Ale za to wie jakie lubię kwiaty.
- No, to fakt.- przyznała.
-Dobra, kochana. Nie zawracajmy sobie tym głowy. Pewnie się ktoś pomylił.
- Pewnie masz rację.
- Jak zawsze, kochana. -powiedziała ze śmiechem wstając i idąc do kuchni włożyć kwiaty do jakiegoś prowizorycznego wazonu.
- Oglądamy jakiś fajny film?- spytała Rose, kiedy jej współlokatorka zasiadła obok niej.
- Jasne, ja jestem za. To co może „ Jak się pozbyć cellulitu?” ?- pyta. Dziewczyna nic nie odpowiada tylko zaczyna się głośno śmiać. Koleżanka bierze to za zgodę i zaczynają oglądać ich ulubiony film.
                  Gdy podczas filmu śmiały się i prawie turlały się po podłodze, znów zadzwonił dzwonek do drzwi. Tym razem Brysia poszła otworzyć. Stał w nich nie kto inny jak kolejny facet z bukietem kwiatów w ręku. Młoda dziewczyna automatycznie przestała się śmiać. „ To zaczyna robić się dziwne.” - myśli. Niechętnie pokwitowała we wskazanym jej miejscu i odebrała znów herbaciane róże. Wróciła do pokoju pokazując ciemnowłosej co tym razem zdobyła. Dziewczyny zaczęły się śmiać tak głośno, że same się nawzajem uciszały. Kiedy już przestały się śmiać, obejrzały dokładnie bukiet i znalazły kolejny liścik. Tym razem było napisane, że ten ktoś ciągle o niej śni od ich pierwszego spotkania. No i oczywiście, że ją kocha.
Jeszcze w przeciągu dnia dostała ze cztery takie bukiety, z podpisami, że życzy jej dobrej nocy itd. Późnym wieczorem wpadł do nich Bill z malutkim bukiecikiem kwiatów, które zebrał sam jak przyznał. Ale wchodząc do kuchni drwił z Gabrieli, że może otworzyć kwiaciarnie. Dwie przyjaciółki śmiały się z tego.    
              Potem zaś wszyscy przenieśli się do małego salonu z wielkimi kubkami herbaty w rękach.
- Czyli nie wiesz, kto przysyła ci te kwiaty?- pyta chłopak wpatrując się w niebieskie oczy dziewczyny siedzącej naprzeciwko niego.
- No niestety nie. Najpierw myślałyśmy, że ktoś się pomylił. Wraz z kolejnymi bukietami staje się to przerażające, przynajmniej jak dla mnie. - opowiada dziewczyna upijając kolejny łyk ciepłego napoju.
- To dość dziwne, przyznam. Nigdy się z takim czymś nie spotykałem. Nie żebym miał coś przeciwko kwiatom, albo tobie. Jesteś tak piękna, że należą ci się takie prezenty, ale bez przesady nie w takich ilościach. Rozumiem, że jest to denerwujące. - powiedział Bill spoglądając od czasu do czasu na dziewczynę. Gabriela po wysłuchaniu monologu wygłoszonego przez jedynego w tym pomieszczeniu mężczyzny zaczęła się rumienić. Blond włosy chłopak przyglądał się jej kontem oka. Uwielbiał kiedy ona się rumieniła. Jej policzki nabierały takiego różowego koloru i dodawał jej uroku. Kiedy zauważyła, że brązowooki jej się przygląda natychmiast odwróciła wzrok. Speszony chłopak zrobił to samo.
Potem rozmawiali jeszcze jakiś czas i Gabriela dowiedział się jak to się stało, że chłopcy grają w zespole.                    
        Młody mężczyzna opowiadał wszystkie zabawne historię z życia zespołu w którym frontmanem, jak się okazało. Tom grał na gitarze, Gustav na perkusji, a Georg na basie. Brysia miał chęć się kiedyś nauczyć grać na perkusji, ale dała sobie z tym spokój kiedy jej życie całkowicie legło w gruzach. Teraz tylko marzyła o tym aby być szczęśliwą. Jej motto brzmiało „ Carpe diem” .
                    Kiedy tak rozmawiali, nie zwrócili uwagi na godzinę. Dochodziła już pierwsza w nocy. Bill chciał jechać do domu, ale Rose go nie puściła bo był po wzmocnionych napojach uzbrojonych w potężne procenty. Dziewczyny pościeliły mu na kanapie po czym same skierowały się w stronę własnych pokoi, życząc mu dobrej nocy.

                 Rano, kiedy dziewczyna w pół śnie chciała odwrócić się w drugą stronę napotkała coś przez co nie mogła wykonać tej czynności. Otwarła więc oczy i przeżyła szok. W jej łóżku nie wiadomo skąd znalazł się półnagi Bill w samych bokserkach leżąc blisko niej twarzą zwróconą do niej.

2 komentarze:

  1. Oooooooooooooo KUURRRR........
    Bill w Gaciach? No ciekawie się robi przyznam :p
    A kwiaty te zapewne są od Billa nie trudno się domyślić :3
    Ja tam czekam na następną część c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko się okaże za jakiś czas :P Czytaj na bieżąco :P

      Usuń